środa, 20 lutego 2013

I.

Pierwsze promyki wrześniowego słońca oświetlają dziedziniec liceum. Żałuję wielu rzeczy, ale nie żałuję iż przeniosłam się do tej szkoły. Razem z Doni. Stoję w cieniu wierzby, razem z blondynką. Wypatrujemy naszego przyjaciela - Lorenza. Po chwili szatyn zasłania mi oczy i się dźwięcznie śmieje. Do moich nozdrzy dostaje się zapach marcepanowych babeczek. Kiedy tylko je widzę w torbie chłopaka, przytulam go. Podaje mi jedną, którą jak odkurzacz "połykam".
- Za chwilę jest koncert na rozpoczęcie roku, chodźcie! - krzyczy jakaś pierwszoklasistka a Dominique się uśmiecha.
- No tak, szkolne zespoły śpiewają. Tradycja. - podkreśla ostatnie słowo i zaczyna iść. W blasku jesiennego słońca jej włosy mają refleksy miodowe. Wzruszam ramionami i idę w kierunku sali gimnastycznej.
Kończą się ostatnie wersy żałosnej piosenki "King's Away." Nie żeby była kimś aroganckim, jednak ten utwór... I jeszcze wokalista, próbujący udawać Presley'a. Katastrofa. Wszyscy skandują, krzyczą. Jestem zdezorientowana, mój błyszczyk o smaku malinowym, pożyczony od jakieś dziewczyny zasycha. No i w końcu widzę powód zamieszania. Pięciu chłopaków. Każdy z nich ma mikrofon w ręce. Zaczynają śpiewać, każdy ma niesamowity głos... Spoglądam w stronę chłopaka, który wydaje się być najmłodszy. Włosy idealnie ułożone, skórzana kurtka i obluzowane spodnie w praktycznie połowie nóg. Najżywiej z nich śpiewa. Elektryzujący i zapierający dech w piersiach ton jego głosu, sprawia że drżę. Przyjemne dreszcze. Mam wrażenie że jego wzrok na sekundę się na mnie zatrzymuję. Ale to pewnie tylko wrażenie, komu bym się spodobała... Dziewczyna z problemami. Temat dla nikogo.
Po fascynującym i cudownym koncercie nastaje lekcja historii. Przyjemna dla kujonów, kiepska dla mnie. Dayle na sto procent mnie nie oszczędzi, jest to ogr który uwielbia wstawiać jedynki swoim uczniom.
Panno Nicolson, w tej szkole liczy się postawa uczniowska! W końcu stoimy na gruzach świętego zakonu! 
Rozbrzmiewa mi jego głos w głowie. Siadam w ostatniej ławce obok Donii i rozpakowuję się. Staram się obliczyć jego sposób pytania. I bingo!
- Panna Nicolson i pan Santiago. Zapraszam. - słyszę i wywracam oczami.
Nie było tak źle, wyrwałam tróję. Samuel zamęczał go swoimi wywodami, pewnie tylko dlatego. Idę pewnym krokiem przez korytarz, trzeba wejść do sekretariatu po druczek. Trąca mnie w ramię Stella. Szkolna piękność, bogata córeczka fundatora. Mierzy mnie wzrokiem i piskliwie śmieje. Wzdycham i próbuję je wyminąć. Zabieram papierek z pomieszczenia i wychodzę. Staram się jak najszybciej wyjść ze szkoły, nie potrzebne mi problemy z Alevrit. Coś wciąga mnie w pomieszczenie na rzeczy dla sprzątaczek. Krzyczałabym, ale mam zasłonięte usta.
- Spokojnie. - przemawia do mnie głos. Gdzieś go słyszałam. Zapala małą żaróweczkę. Omal nie podskakuję, gdy przede mną stoi we własnej osobie Nathan Sykes.
- Em.. - rozglądam się. - Co tu robimy?
- Stella znów się kręci tutaj. Pewnie czeka na ciebie. Myślałem że nie chcesz na nią wpaść. - wzrusza ramionami.
- W sumie wolę wpaść na ciebie niż na nią. - odpieram i robię się czerwona. Nathan się śmieje.
- Kto by nie chciał. - odpowiada. Po chwili otwiera drzwi i wychodzi z magazynu. Idę za nim jak potulny pies. Przed szkołą, w samochodzie czekają za nim koledzy.
- Żegnaj, Ev. - mówi cicho i pieszczotliwie, po czym wsiada do samochodu. Zawracam w swoją stronę.
Skąd on wiedział jak mam na imię?

1 komentarz:

  1. Hmmnn... Stwierdzam, że moje komy w porównaniu do treści bloga wyglądają śmiesznie. Przynajmniej ktoś się pośmieję-proszę bardzo^^
    Wiem-głupia jestem, ale wreszcie rozgryzłam o co chodzi z tym, że wszędzie jest Ev... Jestem z siebie dumna - że jednak jeszcze potrafię myśleć racjonalnie.
    (ta część koma mi się skasowała - ostatnio zdarza mi się to dość często i muszę spróbować ją odtworzyć)
    Piszesz w sumie fajnie, ale mam u Ciebie blokadę jeżeli chodzi o komy. Nie wiem czemu, ale się strasznie przy nich pilnuję. Patrzę co piszę, pilnuję długości. Może mi przejdzie, ale na razie tak jest. U każdej innej osoby zaczęłabym ten komentarz od czegoś w stylu: "Aaaaa gdzie jest ta szkoła? Piszesz świetnie. Zapowiada się genialnie.." Nie robię tego - nie wiem czemu. Zachowuję się profesjonalnie, a tak jeszcze nie miałam na żadnym blogu. Dziwne.... mniejsza.
    Co do rozdziału - nie powiem - dobry. Piszesz o taktycznej szkole: nowi uczniowie, wredni nauczyciele, gwiazdy, gwiazdunie, przyjaciele, wrogowie, osoby, które wszystko o tobie wiedzą mimo, że nigdy ich nie spotkałaś.. Można by powiedzieć, że piszesz o zwykłej średniówce, ale w takim razie prolog - w sumie mógłby być metaforą (ale, wiem, że nie jest - tyle informacji udało mi się wybłagać^^) Taktyczna sytuacja w taktycznej szkole... I pomiędzy tym TW, dziwne stwory itd. Coś mi świta... Ale jeszcze nie mam pewności, więc nie napiszę. Poczekam :)
    No co w skrócie: na razie jest fajnie, zobaczymy co będzie dalej...
    A i dzięki, że mnie nie wyrzuciłaś, ale jakby co jedno słowo...
    Anonim z podpisu Lose my mind

    OdpowiedzUsuń